wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział III


- Cześć.- odpowiedziałem z nieukrywaną niechęcią w głosie.
- Jak tam, Frank? Jesteś tu sam?
- Dobrze. Nie.- nie miałem ochoty ciągnąć tej rozmowy, która mogłaby się nie najlepiej skończyć.
- Coś ty taki nie w sosie?
- Akurat mam świetny humor.
- Aha... A nie wiesz może co z...- nie skończył, bo za mną stanął Jake we własnej osobie.
- Jess, cześć, co tu robisz?- odezwał się Black obejmując mnie od tyłu ramionami w pasie.
- Wpadłem do znajomych na jakiś czas. Jak leci?- zaraz koleś oberwie ode mnie krzesłem w swą śliczną twarzyczkę, mam go dość.
- Jake, idziemy? Chcę do domu.- wtrąciłem.
- Frankie, możesz dać nam chwilkę, zaraz do Ciebie przyjdę.- nie powiem, trochę mnie to zabolało. Poza tym martwiłem się o mojego chłopaka, w końcu to Jess wciągnął go w te całe dragi i dobrze, że byłem wtedy obok i pomogłem mu z tego wyjść, bo gdyby nie to, sprawy pewnie potoczyłyby się inaczej.
- Ale...pospiesz się.
Uśmiechnął się do mnie słabo i odszedł z Jessy'm gdzieś na bok, a gdy po chwili straciłem ich z oczu, usiadłem przy pierwszym, wolnym stoliku. Jakąś godzinę i dwa drinki później z tłumu wyłonił się zarumieniony Jake, z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Coś ty taki szczęśliwy?- zapytałem nie kryjąc zaskoczenia.
- E tam szczęśliwy. Frank, chodźmy już.
Wychodząc z dyskoteki skierowaliśmy się w kierunku hotelu, w którym zameldowany był Black, miałem dzisiaj u niego nocować.
- Czego chciał? O czym rozmawialiście?- musiałem to wiedzieć, bo zaczynałem się już ostro denerwować.
- Kto?
Gdyby wzrok mógł zabijać, chłopak padłby teraz przede mną trupem.
- Aaa, Jess. Wiesz, rozmawialiśmy o głupotach, nieważne.- Frankie, spokojnie, nic się nie stało, to na pewno prawda.
- To, że tak mówisz świadczy o tym, że jest odwrotnie.
- Frank, czego ty się znowu czepiasz? Spotkałem starego znajomego, pogadaliśmy, a ty już się spinasz.
- Jakby to był ktoś inny, to bym się nie spinał.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że tamten rozdział mojego życia jest już dawno zamknięty, więc o co ci znów chodzi? Nie mów, że jesteś zazdrosny o kogoś takiego, jak Jess. Poza tym, wiesz jak ślicznie dzisiaj wyglądasz?- skubaniec, zawsze mnie tym rozklejał.
- Wiem. I nie jestem zazdrosny, tylko po prostu się martwię. Nie chcę, żebyś znowu zaczął ćpać, bo nasz kochany Jessy postanowił wpaść i popsuć mi humor.
- Nie zacznę, wiesz przecież, jaka wtedy była sytuacja. Teraz mam ciebie i tamto się nigdy więcej nie powtórzy.
- Mam nadzieję, bo nie mam zamiaru cię znowu po melinach o 3 w nocy szukać.
W odpowiedzi pocałował mnie czule, jakby chcąc zapewnić, że to się nie wydarzy.
- Przyznaj, że jesteś troszkę zazdrosny.- droczył się ze mną Jay.
- Nie, nigdy!- wykrzyknąłem i zacząłem uciekać najszybciej, jak potrafiłem w kierunku wysokiego budynku, który był naszym celem.
Do windy dobiegliśmy zdyszani, nie mogąc złapać tchu. Mimo to, dostałem jeszcze całusa. Nacisnąłem guzik z odpowiednią cyfrą, co zawsze sprawiało mi frajdę.
Gdy już zamknąłem za sobą drzwi pokoju, Jake mocno mnie do nich przycisnął i zachłannie wpił się w moje wargi. Oddałem pocałunek, wpuszczając go do ust. Nasze języki toczyły, jakże zaciętą walkę o dominację, w której poniosłem klęskę. Takie przegrywanie jednak lubiłem. Chłopak zsunął ze mnie koszulkę przez głowę i zjechał ustami z początku na szyję, następnie klatkę piersiową, później już kucając, na podbrzusze.
Nagle poczułem mocne wibracje w prawej kieszeni spodni i chciałem pochwycić ich źródło, jednak Jake był szybszy i wyciągnął komórkę spoglądając na jej ekran.
- Nieznany numer.- usłyszałem
- Odrzuć.- nie miałem teraz ochoty z nikim rozmawiać.
Cisza nie trwała jednak długo, gdyż po chwili znów usłyszałem charakterystyczny sygnał telefonu.
- No kurwa.- prawie krzyknąłem.
- Odbierz, bo wielbiciel nie odpuści.
Uśmiechnąłem się słabo i odszedłem na bok naciskając zieloną słuchawkę i przykładając aparat do ucha.
- Halo?- zapytałem słabym głosem, nie zdążyłem jeszcze ochłonąć po tym, co działo się przed sekundą.
- Frank?- usłyszałem znany mi głos.
- Gerard? Coś się stało? Skąd masz mój numer? Czemu dzwonisz o tej porze?- nie wierzyłem, że to może być on, ale z drugiej strony kto inny?
- No. Nie. Od sekretarki, nie trudno było ją przekonać z moim urokiem osobistym. Dzownię, bo się martwiłem, nie przyszedłeś w piątek i się nie odezwałeś, i myślałem, że ten, może stało Ci się coś, czy coś.
- Frank?! Co tak długo do cholery?!- usłyszałem z drugiej części hotelowego pokoju, który był i tak stosunkowo duży. Dopiero teraz udało mi się dokładniej przyjrzeć pomieszczeniu. Ściany koloru kawy z mlekiem były lekko zabrudzone, a na podłodze ciemne panele pokryte cienką warstwą kurzu. Meble nie były jakieś najnowsze, ale dało się przeżyć. Na całość światło rzucało kilka lampek ustawionych na szafkach koło łóżka, komodzie i zawieszonych nad drzwiami.
-Już idę przecież!- krzyknąłem, tak aby Jake mógł mnie usłyszeć.- Ej, Gerard słuchaj, muszę kończyć, zadzwoń potem, okej? Ale nic się nie stało, wszystko w porządku, przepraszam, że nie przyszedłem, nie mogłem, a nie miałem twojego numeru, żeby jakkolwiek dać ci znać. To cześć.- dodałem prawie szeptem i rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź, wróciłem do mojego chłopaka chcąc dokończyć to, co zacząłem kilka chwil temu.
-Kto to był?- no jak miło.
-Nikt ważny, olej.- nie miałem ochoty tłumaczyć się, czemu o 3 w nocy dzwoni do mnie 'kolega' ze szkoły.
-To, że tak mówisz świadczy o tym, że jest odwrotnie.- skubaniec będzie teraz po mnie powtarzać.
-Świadczy, że jesteś idiotą, a teraz jeśli pozwolisz pójdę spać.
-To nie miało sensu. Jak już kogoś dissujesz, to może najpierw to przemyśl, co kotek?
-Sam nie masz sensu.- dobry jestem.
-Powiem ci, że nie wiem, co na to odpowiedzieć, więc może faktycznie idź spać, bo seks linia w nocy szkodzi ci na mózg.
-Tobie szkodzi.
W odpowiedzi zrobił klasycznego face palma i odszedł w kierunku łazienki, pewnie po to, by wziąć prysznic. Oczywiście poczłapałem za nim. Nie udało mi się jednak wejść do środka, gdyż Jake stanął w przejściu, utrudniając mi przedostanie się.
-Możesz mnie przepuścić? Chcę iść z tobą.- oznajmiłem obrażonym głosem.
-Nie. Sam się będę mył, bo ty jesteś głupi.
-A ty jesteś gejem!- krzyknąłem odchodząc i chowając się pod kołdrą. Nie będę się do niego odzywał dobre dwie godziny, niech ma nauczkę!
Zaśmiał się kpiąco, uniósł brew i zamknął drzwi znikając za nimi.
Chwilę trwało zanim chłopak na powrót znalazł się obok mnie.
-Kurwa. Dzisiaj poniedziałek?! Która godzina?!- przypomniałem sobie, że weekend się kończy, a ja musiałem iść do szkoły.
-Spokojnie, jest niedziela.- uf
-A, to mogę spać, dobranoc.
Nagle ni z tego, ni z owego poczułem ciężar czyjegoś ciała na plecach, ciekawe czyjego, taa.
-Złaź ze mnie tłusty pedale.
-Nie. Kocham cię, wiesz?- no co ty nie powiesz.
-Wiem, bo jestem uroczy.
Wziąłem do ręki telefon, by mimo tego, że jest niedziela sprawdzić, która godzina. Boże. Trzy połączenia nieodebrane i 6 nieprzeczytanych wiadomości od jednego numeru. Od kogo? Od Gerarda oczywiście. Treść pierwszej wiadomości: >Mialem dzwonic to zaraz zadzwonie ;D<. Drugiej: >Nie odbierasz pewnie nie masz czasu.<. Trzeciej: >Dobra po prostu jak bedziesz mogl to sie odezwij ok?<. Czwartej: >Dobra nie chce mi sie czekac masz odebrac i juz<. Dwie następne podobne do poprzednich. Ups. Jake wyrwał mi komórkę, chcąc zobaczyć czym jestem aż tak pochłonięty. Przez chwilę siłowałem się z nim, nie chcąc by przeczytał sms'y od Way'a, lecz po chwili uznałem, że to i tak nie ma sensu.
-Kto to Żerard?- zapytał Black.
-Dżerard, czytać nie umiesz? Kolega ze szkoły.
-To czemu napisał ci sześć wiadomości i dzwonił cztery razy w ciągu ostatnich kilku godzin, szczególnie że na żadną z tych rzeczy nie dostał odpowiedzi?
-Bo tak. Lubi mnie i nie mógł się chłopak powstrzymać, nie wiń go.
-Myślisz, że lubię, jak mówisz takie rzeczy? Otóż nie, nie lubię.- powiedział i skrzyżował ręce na piersiach w geście obrażenia.
-Myślisz, że lubię, jak sobie wychodzisz z Jessem na godzinę, zostawiasz mnie i wracasz czerwony jak burak, ciesząc się, jak głupi do sera? Nie. Poza tym, nie mów, że jesteś zazdrosny.- zaśmiałem się cicho na myśl o ostatnim, wypowiedzianym zdaniu.
-Będziesz mi to jeszcze długo wypominać? Gadasz głupoty. Nie jestem zazdrosny, tak tylko mówiłem, umawiaj się z jakimi zboczeńcami tylko zachcesz.
-Jesteś chory na głowę, Jake. Naprawdę. Jak możesz być zazdrosny o Gerarda?
-Powtarzam ci, że nie jestem o nikogo zazdrosny, a tym bardziej o jakiegoś Gerarda ze zjebanym imieniem, a ty sobie nie pozwal...- przerwałem mu długim, głębokim pocałunkiem.
-Nienawidzę cię.- dodał, powstrzymując się od uśmiechu.- Zaraz będę musiał wyjść, jak chcesz to zostań, ale wątpię, by chciało ci się czekać, więc możesz po prostu iść do domu.- dopowiedział po chwili.
-Gdzie idziesz? Nie mogę iść z tobą?
-Frankie, muszę coś załatwić, raczej będziesz się ze mną nudził.- ehe, ta, jasne.
-Spotykasz się z Jessem, prawda?- i tak byłem pewien, że tak.
-Nie będę cię oszukiwać i powiem ci, że tak, ale muszę, to naprawdę nic dla mnie nie znaczy.
-To czemu w takim razie nie mogę iść z tobą?- chciałem go pilnować i za wszelką cenę wybrać się tam z nim.
-Wiem, że nie lubisz Jessa, on ciebie też nie, więc nie widziałem sensu, by ci to w ogóle proponować, nie chcę być świadkiem morderstwa.
-Idę z tobą, zaczekaj, tylko się ubiorę.
-Ale Frankie...- nie zdążył dokończyć, gdyż zniknąłem już za drzwiami łazienki w celu umycia się i ubrania, by doprowadzić się do porządku.
Założyłem wąskie, jasne rurki i różowy T-shirt w serek z jakimś nadrukiem. Włosy zaczesałem do tyłu, a rzęsy podkręciłem granatowym tuszem. Do kieszeni schowałem błyszczyk, który zawsze nosiłem przy sobie, towarzyszył mi w każdym momencie życia, odkąd go dostałem.
-Już jestem!- krzyknąłem wychodząc z toalety.
-To chodź.- odpowiedział Black, raczej mało entuzjastycznie i ruszył przodem w kierunku wyjścia z pokoju. Podreptałem więc za nim.
Byłem w stanie zrozumieć, że Jake spotkał się z Jessem, w końcu kiedyś się przyjaźnili, a nawet byli razem, ale żeby na powitanie przytulać się i całować w policzek? Jak dwa pedały jakieś. Miałem ochotę uciec, ale nie mogłem zostawić chłopaka samego z psychopatą czyhającym tylko na jego cnotę.
Przyjechaliśmy taksówką na ulicę, o której nigdy nie słyszałem. Staliśmy z Blackiem pod jakąś kawiarnią kilka minut, aż w końcu dołączył do nas ów psychopata, dokładniej Jess. Weszliśmy do lokalu zajmując jeden ze stolików w kącie sali. Cała nasza trójka zamówiła po kawie i jakimś ciastku. Z początku Jess wydawał się być lekko zdziwiony moją obecnością na spotkaniu, potem jednak zaczął mnie ignorować i rozmawiać z Jakiem w dość naturalny sposób. Przez dłuższy czas tematy konwersacji były mało interesujące, więc słuchałem raczej piąte przez dziesiąte, dopóki do moich uszu nie dotarło tych kilka słów, które zaciekawiły mnie na tyle, by zacząć wsłuchiwać się w wymianę zdań nieco uważniej.

3 komentarze: