Więc ten, dziękuję za komentarze <3 ten jest krótki, ale następne prawdopodobnie będą dłuższe.
PS. Możecie podawać w komentarzach linki do blogów, to dodam je do polecanych, czy jak to tam ;D
PS.2. To chyba najgorszy rozdział, jaki do tej pory napisałam xd
_________________________________________________________________________________
- So? To to jusz zień? - zapytałem na wpół przytomny stojącej nade mną rodzicielki.
- Już 8. - odpowiedziała niewzruszona moim stanem.
- Kurwa.
- Frank! Wyrażaj się.
- Przepraszam no.
W pośpiechu zacząłem wyciągać z szafy pierwsze lepsze ubrania i po drodze do kuchi zakładać je na siebie, oczywiście po drodze wielokrotnie prawie się przewracając. Pewnym było, że nie zdążę na autobus, więc do szkoły dobiegłem nie mogąc złapać tchu.
Już pierwszego dnia nie trudno było dostrzec kto 'rządzi' w szkole, a kto jest stereotypowym popychadłem. Z początku się mnie nie czepiali, właściwie traktowali mnie, jak powietrze. Odpowiadało mi to, nie musiałem podwyższać sobie samooceny będąc miss popularności. Tak więc pierwszy semestr zleciał bez zbędnych afer. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie narobił sobie kłopotów. Na początku drugiego półrocza przespałem się z kapitanem szkolnej drużyny futbolowej. Osoba, którą znali wszyscy i jednocześnie wszyscy szanowali. Szczegółów nie będę opowiadać. Nie, nie byłem z tego dumny, mimo iż koleś był naprawdę przystojny, jednak hetero i nawet miał dziewczynę. Następnego dnia zdawał się mnie totalnie olewać. Nie mówił nawet głupiego 'cześć'. Szedłem właśnie do szatni, chcąc zabrać wszystkie swoje rzeczy, kiedy coś, a raczej ktoś wskoczył mi na plecy z taką siłą, że o mało się nie przewróciłem.
- No czeeeeeść.- czyli jednak nasz Pan Popularny mnie pamięta.
- Twój głos brzmi lepiej, jak dochodzisz.
Zaśmiał się, pocałował mnie krótko, wumamrotał coś o piątku wieczorem i odszedł. Stałem w tym samym miejscu przez dobre 10 minut, nie wiedząc co myśleć. Nie powiem, cała sytuacja była jednym słowem dziwna. Będąc już w domu sporo czasu analizowałem zachowanie Gerarda i rozmyślałem nad tym, czy czasem nie żartował. Rozważałem za i przeciw, iść czy nie iść. W końcu postanowiłem, że nie mam nic do stracenia i nawet jeśli to nie na poważnie, to jakoś wybrnę z sytuacji. Tydzień zleciał dosyć szybko, aż w końcu nadszedł piątek, a ja znowu miałem wątpliwości. W trakcie przygotowań ktoś zadzwonił do drzwi, zszedłem więc po schodach zastanawiając się, kto dobijał się do mojego mieszkania. Przez chwilę pomyślałem, że to może być Gerard, ale to przecież niemożliwe, nawet nie wiedział, gdzie mieszkam. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem osobę, której spodziewałem się najmniej. Stałem jak wryty nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
- Nie przywitasz się nawet?- przede mną stał Jake i jak gdyby nigdy nic uśmiechał się do mnie wyzywająco.
- Yyy...cześć...co ty tu...co ty tu robisz?- nie wiedziałem co powiedzieć, nawet nie wyobrażałem sobie wcześniej takiej sytuacji.
- Przyjechałem, nie mogłem bez ciebie wytrzymać.- mierzył mnie wzrokiem od góry do dołu nie ułatwiając mi tym wcale rozmowy.
- Wejdź. Chcesz coś do picia? Do jedzenia?- czy to się dzieje naprawdę, czy ktoś się ze mnie perfidnie naśmiewa?!
- Nie, dzięki, chodź tu, serio tęskniłem.
Wróciłem z kuchni i wszedłem do salonu, lekko się przy tym trzęsąc. W końcu miałem się spotkać z Gerardem, a tu nagle BAM! Przyjeżdża mój chłopak i rujnuje wszystkie plany.
- Idę przecież.
Wstał, podszedł do mnie i bez uprzedzenia brutalnie wpił się w moje wargi swoimi. Też za nim tęskniłem. W końcu to był Jake, mój Jake, a ja się przejmuję jakimś Gerardem, którego ledwo co znałem. Pewnie wplotłem rękę w jego jeszcze dłuższe niż ostatnim razem włosy, a on włożył mi swoją pod koszulkę błądząc nią po mojej klatce piersiowej. Na chwilę przerwałem pocałunek, by móc złapać oddech. Staliśmy tam tylko się przytulając dobrych kilkanaście minut. Przynajmniej tak mi się wydawało. W końcu usiedliśmy na kanapie z zamiarem opowiedzenia sobie tego, co działo się przez okres, który musieliśmy spędzić osobno.
- Działo się coś szczególnego odkąd wyjechałem?- zapytałem z nadzieją oddalenia chwili, w której będę musiał opowiadać o własnych wspomnieniach.
- Właściwie to nie, poza tym, że Chris i Jessica się zaręczyli.
- Nie gadaj! Szkoda, lubiłem ją.
- A co, on taki straszny?
- No wiesz, zaręczyć się w wieku 19 lat z ćpunem, to chyba nie jest najlepsza decyzja.
Pokiwał głową na znak, że się ze mną zgadza i spojrzał pytającym wzrokiem w moim kierunku. Zignorowałem to, zadając kolejne pytanie.
- A na długo przyjechałeś?- w końcu z tego wszystkiego nawet nie wiedziałem, czy zdążę się nim nacieszyć.
- Bo ja wiem... Myślę, że na jakiś tydzień, ale potem się zobaczy, w końcu w tym roku kończę szkołę i nie wiem co będę robił.- racja, przecież Jake zdawał niedługo maturę.
- A Ty w ogóle masz gdzie spać?
- Zameldowałem się w jakimś tam hotelu.
- Aha..bo wiesz, jakby co to możesz mieszkać tutaj przez ten czas.- nie wiem, jak mama zareaguje na tą informację, szczególnie że średnio przepada za Blackiem.
- Nie, dzięki, twoja mama mnie nie lubi, a Ty zawsze możesz siedzieć tam ze mną.- uśmiechnął się łobuzersko, wiedząc że i tak nie odmówię.
- Pedał.- wymamrotałem, dobrze wiedząc, co mu teraz chodzi po głowie.
Zaśmiał się głośno, powoli przysuwając się w moją stronę, w rezultacie siadając mi na kolanach i łapiąc mnie za krocze.
- Spóźniam się przez Ciebie na randkę.- powiedziałem między pocałunakami i jękami zadowolenia.
Jake wstał i ruszył przed siebie, w kierunku przedpokoju.
- To idź, nie przeszkadzam.- rzucił na odchodnym wiedząc, jak na to zareaguję.
- A żebyś wiedział, że pójdę i będziesz żałował, jak teraz wyjdziesz, geju.- i tak zaraz wróci.
- Hetero od siedmiu boleści się znalazł.
- To ty w końcu idziesz, czy nie, bo nie wiem czy mam się dalej szykować, czy to nie ma sensu?- zdjąłem różowy T-shirt z jakimś mało istotnym napisem, prowokując Black'a i wchodząc po schodach, skierowałem się do swojego pokoju. Usłyszałem kroki za sobą i uśmiechnąłem się do siebie, spodziewając się już wcześniej jaki obrót przybiorą sprawy. Poczułem ciepło chłopaka na plecach, gdyż przytulił mnie od tyłu składając mokre pocałunki na mojej szyji i barkach.
Zadzwoniłbym do Gerarda, bo zacząłem odczuwać lekkie wyrzuty sumienia, ale nawet gdybym chciał to zrobić, nie miałem numeru.
Obudziłem się rano obejmowany silnymi ramionami mojego chłopaka. Wstałem, nie chcąc go budzić. Wziąłem pierwsze z brzegu spodnie i koszulkę, następnie kierując się do toalety, by wziąć prysznic. Niedługo miała wrócić mama, a raczej nie chciałaby zastanać nas nago w moim łóżku, więc musiałem się trochę sprężać. Ubrany, pomalowany i uczesany wyszedłem z łazienki zmierzając ku mężczyźnie nadal słodko śpiącemu w ciepłej pościeli. Złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach, a kiedy to nie podziałało, poszedłem do kuchni po kubek, nastęonie nalewając do niego zimnej wody z kranu. Wróciłem do sypialni, podszedłem do Black'a mocząc palce w wodzie i chlapiąc nią chłopaka krzyczałem, że już dzień i ma wstać, a nie zalegać w moim łóżku do południa, jak miewał to w zwyczaju.
- Czego drzesz mordę, dziecko specjalnej troski?!- tak, też miło Cię widzieć, kochanie.
- Mama zaraz przyjdzie, a ty sobie tu leżysz i nic nie robisz z niczyjej obecności.- powiedziałem z lekkim wyrzutem.
- I dlatego musiałeś przyleźć i ochlapać mnie wodą, wyglądając przy tym jak debil i drąc się nie wiedzieć po co?
- Widzę, że dobry humor masz dzisiaj. Próbowałem budzić cię inaczej, ale na ciebie działa tylko to, nie moja wina i nie drzyj się, tylko rusz dupę i się ubierz.- zaczynał mnie trochę irytować.
- Chuj ci w dupę, nigdzie nie idę.
- Chyba tobie. A to siedź, pogadasz z moją matką przy herbatce, jest twoją wielbicielką.
- Chciałbyś. Wiem, bo jestem zajebisty.
- No w sumie to bym chciał. Czyżby?
- Tak, kochanie.
Kochałem nasze bezsensowne rozmowy, które tak naprawdę nie wnosiły nic do naszego życia, ale mieliśmy się przynajmniej z czego pośmiać. Tak właśnie najczęściej spędzaliśmy razem czas - gadając o nic nie znaczących głupotach, tylko po to by na chwilę oderwać się od rzeczywistości.
Jake wyszedł zaninm wróciła mama, jednak umówiliśmy się na wieczór, z zamiarem pójścia gdzieś, gdzie będzie alkohol. W końcu była sobota. Ubrałem lateksowe legginsy i długą bialą koszulę. Paznokcie pomalowałem na bardzo jasny odcień niebieskiego. Muszę przyznać, że wyglądałem nieźle.
Mieliśmy wybrać się do dosyć popularnej dysoteki, czemu z początku się sprzeciwiałem nie chcąc spotkać 'kolegów' ze szkoły. W końcu jednak Jake postawił na swoim i właśnie przekraczaliśmy próg klubu, kiedy uderzył mnie dźwięk głośnej muzyki i gorąco pochodzące z rozpalonych ciał poruszających się w rytm otaczających nas dźwięków na parkiecie. Na start wypiliśmy po drinku, może dwóch, ewentualnie pięciu. Chwilę tańczyliśmy, ale Black oznajmił, że musi iść do łazienki. Na powrót usiadłem przy barze, wypatrując co chwilę mojego chłopaka.
- Hej.- usłyszałem za sobą zachrypnięty głos osoby, o której od dłuższego czasu nie chciałem myśleć.
"Ubrałem lateksowe legginsy i długą bialą koszulę. Paznokcie pomalowałem na bardzo jasny odcień niebieskiego. Muszę przyznać, że wyglądałem nieźle." OMG, UMIERAM XDDDD
OdpowiedzUsuńTak, lateksowe legginsy też mnie dobiły, bardzo fajny rozdział :)Frank jest z-a-j-e-b-i-s-t-y.
OdpowiedzUsuńlateksowe legginsy? O.o Buhahahaha X'D Wiesz co? Ja chyba pokocham to opowiadanie :D Ja pierdole, dawno tak się nie uśmiałam :3
OdpowiedzUsuń:: red like a blood ::
Ja pierdole, Frank jest megagejowski. Nie przeszkadza mi to, ale LATEKSOWE LEGGINSY? Szczerze to go sobie w nich nie wyobrażam.. xd No, ale rozdział spoko. Jestem tylko ciekawa jak się rozwiąże ta sytuacja pomiędzy Jakiem a Gerardem. Frank mógłby Gerdzia wybrać wiesz? A wgl to Gee kapitanem drużyny foorballowej? Niespotykane jak dotąd.
OdpowiedzUsuńhttp://thank-you-for-your-venom.blogspot.com/
http://frerard-fanfics.blogspot.com/