wtorek, 12 lutego 2013

One-shot: Lifeless Love

 Taka tam zapchajdziura <3
 Z dedykacją dla Dorci, bo podobno Ci się podoba

Ostatnie minuty. Ostatnie dźwięki. Ostatnie błyski reflektorów. I ten moment, ten pocałunek. Skupiony na uderzaniu palcami o struny poczułem, jak ktoś szarpie mocno moją koszulkę, obracając mnie w swoją stronę i przyciska usta do moich. Trwało to może kilka sekund, jednak ja miałem wrażenie, jakby czas stanął w miejscu, jakby nie było nic dookoła.
Takie sytuacje powtarzały się notorycznie, aż w końcu zacząłem starać się dowiedzieć na czym stoję, pytałem Gerarda dlaczego to robi, dlaczego na każdym koncercie My Chemical Romance stara się wyprowadzić mnie z równowagi. Po jakimś czasie odkryłem, że Way czuje do mnie coś głębszego niż zwykłą, przyjacielską sympatię. Marzyłem o tym od chwili, gdy po raz pierwszy go ujrzałem, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że nawet jeśli czerwonowłosy faktycznie mnie kocha, to ten związek nie ma żadnej przyszłości. Mówiłem, że nie podobają mi się mężczyźni, co było oczywistym kłamstwem, choćby ze względu na to, że nigdy nawet nie miałem dziewczyny.
Gerard nie rozumiejąc mojego postępowania w końcu odpuścił, nie przyszło mu to łatwo. Przez pewien czas nawet nałogowo pił. Nie było mnie wtedy przy nim, nie umiałbym spojrzeć mu w oczy wiedząc że to, co przechodził było tylko i wyłącznie moją winą. Nie pomagałem mu, co chyba jeszcze bardziej go wykańczało. Kiedy był już u kresu wytrzymałości poznał ją, moją zmorę, osobę, której nienawidzę, a zarazem jestem jej dozgonnie wdzięczny. Gdyby nie ona, Way mógłby już wąchać kwiatki od spodu, a to jest ostatnią rzeczą, jakiej teraz bym chciał. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, Lindsey bohaterką i takie tam, gdyby nie to, że krótki czas potem wzięli ślub. Udawałem, że się cieszę, tańczyłem z panną młodą na weselu i na pozór zachowywałem się, jak dobry przyjaciel. Następnego tygodnia nie było ze mną kontaktu, nie odbierałem telefonu, nie otwierałem drzwi, nie sprawdzałem poczty elektronicznej, a to wszystko dlatego, że calutkie siedem dni, z przerwami na wychodzenie do toalety, czy robienie sobie jedzenia leżałem w łóżku zalewając się łzami. Nie wytrzymałem. To, co zbierało się we mnie przez cały ten rok ulotniło się właśnie w dniu ślubu Gerarda Way'a i Lindsey Ballato. Z pozoru tak szczęśliwy dzień okazał się być najgorszym w moim życiu.
Później jak gdyby nigdy nic, wróciłem do względnie normalnego życia, wychodziłem z domu, spotykałem się z przyjaciółmi. Mimo iż wciąż pytali co się ze mną działo w ostatnim czasie, starałem się unikać tego tematu.
Nie mogłem codziennie patrzeć na szczęście państwa Way. Podjąłem decyzję, być może najgorszą z możliwych, ale to już postanowione, nie wycofam się. Napisałem wiadomość do Gerarda:
Drogi Gerardzie.
Wiem, że w obecnej sytuacji nic, a nic mnie nie usprawiedliwia, ale chciałem żebyś znał prawdę, w  sprawach, w których nie byłem z Tobą do końca szczery.
Zanim napiszę o co tak naprawdę chodzi, chcę żebyś zerknął na moje prośby poniżej, jeśli to nie zbyt wiele. Zamierzam ze sobą skończyć i, jak to czytasz, to pewnie będę już martwy. Otóż chcę, żebyś po skończeniu tych moich żałosnych wypocin w żadnym wypadku nie obwiniał się za to, co chcę zrobić, to pierwsza i najważniejsza zasada, musisz obiecać, że nie będziesz, obiecujesz? Mam nadzieję. W każdym bądź razie, cofnijmy się do tego pamiętnego dnia naszego poznania. To była jakaś idiotyczna impreza, pamiętasz? Spiliśmy się i jednej nocy zdążyliśmy opowiedzieć sobie 3/4 dotychczasowego życia, nieważne że nie wszystko z tego zapamiętaliśmy i tak był to najlepszy dzień w moim życiu. Do czego zmierzam, zmierzam to tego, że od tamtego wieczoru kocham Cię ponad własne życie, co właśnie udowadniam. Tak, dobrze widzisz, kłamałem kiedy mówiłem, że mnie nie interesujesz i nie zależy mi na Tobie bardziej niż na zwykłym kumplu. Wiem, byłem kretynem, nadal nim jestem, na co w wskazuje sam fakt konieczności napisania tego listu. Dalej, druga sprawa, czyli to, czemu zamierzam się zabić. Ja po prostu wiem, że jesteś szczęśliwy z Lindsey i z jednej strony nie chcę tego psuć, bo naprawdę zależy mi na Twoim dobru, a z drugiej, nawet jeśli powiedziałbym Ci to wszystko, co tu piszę twarzą w twarz, wątpię byś dla mnie zostawił żonę, którą kochasz, a nie jestem tak silny, jak Ty i nie zniosę odrzucenia. To nie jedyny powód, ale taki najważniejszy, bo moje życie zawsze będzie wybrakowane, jeśli Ciebie w nim nie będzie, jak wiesz o co mi chodzi. Mam nadzieję, że to wszystko, co chciałem Ci powiedzieć, bo to byłoby straszne, umrzeć zanim tak ważne sprawy nie zostały do końca wyjaśnione.
                                                                                                                             Żegnaj
xoxo Twój na zawsze Frank
P.S. Wiedz, że czas spędzony w Twoim towarzystwie był cudowny i wiedz, że nigdy nie wybaczę sobie, ze wtedy Cię odrzuciłem.
P.S.2 Powiedz Mikey'owi, Ray'owi i Bob'owi, że byli najlepszymi przyjaciółmi, jakich mogłem sobie wymarzyć.
Połknąłem trzymane w dłoni tabletki i wypiłem kilka łyków jakiegoś alkoholu leżącego pod ręką. Moje powieki stawały się ciężkie, a obraz przed oczami rozmazywał, jakbym kręcił się na jakiejś tragicznej karuzeli. Ostatnim, co usłyszałem zanim na dobre usnąłem był czyjś rozpaczliwy krzyk, Nigdy nie dowiem się czyj.

4 komentarze:

  1. To rzeczywiście było fajne :3 takie ... tragiczne :D A Dasia uwielbia tragiczne rzeczy ... Mwhahahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Darsia to jest zacnie psychiczna *że nie wspomni o sobie* No i za to ją wszyscy kochają :*

      Usuń
  2. Smutne, bardzo smutne. Podobało mi się :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne :( Zwykle nie przepadam za takimi zakończeniami, ale to mnie na swój sposób urzekło :3 Bardzo fajnie wszystko napisane i wiedz, że twój shot zmotywował mnie wreszcie do napisania czegoś o Lyn-z, Gee i Franiu. A no i chciałam jeszcze powiedzieć, że bardzo lubię czytać takie smutaśne cosie, jak mam głęboką, zimową depresję, ale teraz... Nie no, cudo i fajny pomysł xD Aż zaczynam bardziej nienawidzić Lyn-z chociaż mi nic nie zrobiła...Ale dużo jest opowiadań, gdzie Lyn jest wredną babką i może dlatego...Chociaż ostatnio na twitterze była bardzo miła dla Alici xD Dobra, rozpisuje się tu o pierdołach nie związanych z tematem xD Liczę na to, że za niedługi czas wrzucisz na bloga coś równie wspaniałego <3

    -> and-we-could-run-away.blogspot <-

    OdpowiedzUsuń